Najprostsza i najtańsza reforma wymiaru sprawiedliwości. Pan minister Zbigniew Ziobro jak mu spada w sondażach robi sobie reformy Kodeksu Karnego polegające głównie za zaostrzaniu kar. Skutek tego raczej medialny niż praktyczny bowiem przestępca zazwyczaj nie myśli o tym jaki wyrok dostanie zarówno na etapie planowania przestępstwa jak i jego wykonania. Więc cokolwiek minister Ziobro sobie nie wymyśli jeśli chodzi o zmianę sankcji za poszczególne przestępstwa to skutek tego jedynie taki, że prawnicy będą kupować nowe wydania kodeksów - ale ich to stać. Podstawowym problemem jest moim zdaniem czas w jakim przestępca może spodziewać się prawomocnego wyroku i "biletu na przymusowe wczasy w hotelu z drzwiami bez klamek". Spokojnie można przyjąć, że oskarżony, który będzie się bronić w nawet najgłupszy sposób może liczyć na wyrok minimalnie po dwóch latach wliczając w to postępowanie przygotowawcze i dwie instancje w sądowe. Podobnie sprawy się mają z procesami cywilnymi. Jeżli sprawa wyjdzie poza nakaz zapłaty i strony wdadzą się w spór, to też można liczyć na co najmniej rok do czasu uzyskania prawomocnego wyroku w drugiej instancji. Częciowo można się dopatrywać problemu w niechęci funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości do pracy, unikach stron lub zbytnim obłożeniem jednakże ja widzę problem gdzieś indziej. Problemem jest obieg dokumentacji sądowej i same zasady doręczeń pism procesowych, które w wydaniu polskiej procedury są makabryczne. Najprostsze pismo kierowane do sądu wraz decyzją procesową i rozesłanie jej z powrotem uczestnikom to co najmniej 3 tygodnie biorąc pod uwagę dowody doręczenia, bowiem to że pismo zostało stornom wysłane nie przesądza o tym, że zostało stronom doręczone. Nie piszę nawet o takich błahostkach, że koszt jednego najtańszego listu poleconego w wersji ekonomicznej to 4,30 zł a z potwierdzeniem odbioru to 6,00 zł i piszę tu o kopercie z jedną kartką A4. Istniały próby naprawienia tego stanu rzeczy ale oczywiście ktoś musiał na tym zarobić i wprowadzono kwalifikowany podpis elektroniczny gdzie z tytułu zakupu terminala należało płacić ok. 500,00 zł na rok. Biorąc pod uwagę że większość ludzi jednak nie sądzi się zawodowo i może ma jedną może dwie sprawy rocznie to taniej wychodzi jednak tradycyjna korespondencja. Osobiście uważam, że chodzi tu jeszcze o to, żeby trzymać sztucznie przy życiu molocha zwanego potocznie Poczta Polska, a wiadomo przecież poczta w znacznej częci żyje z kotraktów z sądami i urzędami. Obecnie głównie występuję przed trybunałami międzynarodowymi i zauważyłem bardzo fajne rozwiązania dotyczące tej kwestii. Wygląda to mniej więcej tak, że jedynie pisma inicjujące proces (np. pozew, akt oskarżenia) muszą być doręczone drogą tradycyjną i w nim lub każdym innym dowolnym momencie można wskazać, że pisma mogą być doręczane drogą elektroniczną. Oczywiście nie jest to przymus. Jeżli strona nie zgodzi się na taką formę ma obowiązek obierać pisma w sposób tradycyjny, a nieodebranie korespondencji łączy się ze wszystkimi ujemnymi skutkami przewidzianymi w danych przepisach proceduralnych. Sama zaś postać e-maila to skan dokumentu z odręcznym podpisem i to by było na tyle. Koszty spadają czas obiegu dokumentacji drastycznie spada. Wbrew opinii niektórych fachowców włamania na skrzynki pocztowe to w głównie zasługa głupoty ich posiadaczy, z drugiej strony istnieją bardzo częste przypadki niekompetentnych doręczycieli, którzy listy "gubią". Rozwiązanie jest proste, skuteczne, tanie i zwiększy tempo orzekania o jakieś 75%. Tak więc zamiast grozić paluszkiem przyszłym polańskim i robienia kolejnych wiekopomnych nowelizacji kar dla ohydnych przestępców, które owszem zostaną orzeczone ale czas procedowania zazwyczaj jest dłuższy od jej wymiaru polecał bym Panie Ministrze pomyśleć nad przedstawionym przeze mnie rozwiązaniem. 1 czerwca 2016 r. |